Naszła mnie ochota na wznowienie cyklu TOP 20 i postanowiłem uderzyć z grubej rury. Dorastałem w erze Małysza, żyłem jego skokami tak jak żyła nimi cała Polska. Nic dziwnego, że w pewnym momencie postanowiłem sięgnąć po genialną w swojej prostocie, niesamowicie miodną grę o nic nie mówiącej mi nazwie DSJ. Nie przypuszczałem, że ta wyglądająca dość "specyficznie" produkcja sportowa aż tak mnie wciągnie.
DSJ to oczywiście gra o skokach narciarskich, w której za pomocą myszki sterujem
No więc nadeszła ta wiekopomna chwili, że sam stwierdziłem, że skoro rozpocząłem ten cykl, to należałoby by go wreszcie jakoś pociągnąć dalej. Było Mario, były Tanki, a dzisiaj zajmę się grą, która nie jest aż tak "stara". Blizzard Wam coś mówi zapewne? Starcraft także? No więc właśnie chodzi o Starcrafta, RTS-a, który wpłynął na moje postrzeganie gier strategicznych i pozwolił mi zanurzyć się w tym gatunku (który jednak ostatnio bardzo mocno zaniedbuję).
Czym się w ogóle ten Starcraft wyróżni
Kontynuując cykl TOP 20 – najlepsze gry w jakie dane mi było zagrać przedstawię Wam dzisiaj pierwszą grę z trybem co-op, która mnie (i mojego brata) wciągnęła na bardzo długo.
Fanem militariów nie jestem, nigdy nie bawiło mnie bieganie po lasach z replikami broni, choć w Battlefield pograć lubię. Nie o tym jednak mowa. Ostatnio pisałem o jednej z najlepszych gier na NES-a, a konkretnie o Super Mario Bros. Otóż pamiętny kartridż z 1 mln gier zawierał oprócz czerwonego hydraulika także inną cudow
Dawno już nie dodawałem żadnego wpisu. Powód bardzo prozaiczny – brak czasu i po części też chęci. Dzisiaj jednak naszła mnie myśl o zrobieniu krótkiego minicyklu dotyczącego najlepszych gier, w jakie grałem. Oczywiście jest to całkowicie subiektywne zestawienie, dla wielu z Was każda z tych produkcji może być tak arcydziełem, jak i przeciętniakiem czy nawet totalnym gniotem. Przez kolejnych dwadzieścia krótkich, aczkolwiek wypełnionych po brzegi "ochami" i "ahami" wpisów pozwolę sobie przybliży
When They Cry, bo i tak nazywa się to anime jest jedną z niewielu serii, które potrafiły mnie czymkolwiek zaskoczyć. Higurashi jest całkiem strawnym daniem, choć należy go smakować, bo szybka konsumpcja w przypadku tej produkcji może skutkować niestrawnością. To dlatego, że jest ono niesamowicie zagmatwane, a jego konstrukcja potęguje to wrażenie. Dość powiedzieć, że jeśli ktoś nie dotrwa do ostatniego odcinka, niewiele będzie wiedział o tym, co do tej pory zobaczył.
Pierwszy mój wpis i od razu poruszam temat niewygodny, także dla mnie oczywiście. Naszła mnie dzisiaj refleksja odnośnie „obiektywnych” publikacji. Ze względu na to, że zdecydowanie częściej piszę artykuły związane z szeroko pojętym hardwarem, bliższa mojemu sercu jest formuła testu. Ma ona to do siebie, że bardzo ciężko dodać własny komentarz, nie będąc przy tym posądzanym o lubienie bądź nielubienie danego produktu czy marki. Test z założenia musi być tak obiektywny, na ile to tylko możliwe.